Z Durbanu wyrywaliśmy najszybciej, jak tylko było to możliwe. Po prostu: wielkie miasto, jakich pełno na świecie. A przed nami Wild Coast – Dzikie Wybrzeże.
Cały ten region, na wschodnim wybrzeżu RPA, nad Oceanem Indyjskim okazał się być całkowicie inny od reszty kraju. Nagle okazało się, że może tu stać dom bez drutu kolczastego czy elektrycznego, a nawet bez samego muru (!!!).
W Johannesburgu czy Durbanie, a nawet w krainie Zulusów zupełnie nie do pomyślenia.
Poza tym piękne kwiaty, zwierzęta, krajobrazy i cywilizacja jakby została gdzieś w tyle. Miał to być czas na zwolnienie, refleksję, ale niestety było go strasznie mało.
Musieliśmy się spieszyć na południe, do Kapsztadu.
Pozostało tylko wspomnienie pięknych widoków i miejscowych przysmaków: przede wszystkim owoców morza.