Geoblog.pl    dargur    Podróże    Republika Południowej Afryki 2006    Wizyta w Lesotho
Zwiń mapę
2006
21
lis

Wizyta w Lesotho

 
Lesotho
Lesotho, Góry Smocze
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13256 km
 
Mieliśmy plan, żeby najpierw pójść w góry, a następnego dnia wyruszyć w stronę Lesotho, wjechać tam od strony północnej, przejechać kraj w poprzek i wyjechać od strony wschodniej. Ale miejscowi nam zdecydowanie to odradzali. Jako, że mocno padało i przewodnicy twierdzili, że przy takiej pogodzie nie da rady iść w te góry postanowiliśmy skorzystać z ich oferty i najpierw, przy ich pomocy zobaczyć Lesotho.

Pojechaliśmy większą grupą dwoma Jeepami z napędem na cztery koła. I bardzo dobrze, bo krrólestwo to okazało się zaskakującym tworem: kraj otoczony ze wszystkich stron współczesną, nowoczesną Republiką Południowej Afryki, a sam tkwiący jeszcze w realiach XIX wieku, bez dróg, mostów, elektryczności (wprawdzie Martinek mówił, że on by nas naszym Vito przewiózł po górach i przez te rzeki, ale nikt mu nie wierzył). Wprawdzie do najbliższej przychodni było "tylko" 151 km, ale za to lekarz przyjmował jeden dzień w miesiącu. W pozostałym okresie pomocą służy SANGOMA, czyli tradycyjnie i oficjalnie uznany czarownik=znachor=zielarz. Odwiedziliśmy wioskę, szkołę funkcjonującą i świetnie (jak na tamtejsze warunki) się rozwijającą, dzięki turystom takim, jak my. Zobaczyliśmy jedne z najstarszych malowideł naskalnych na świecie. Cały czas towarzyszyły nam dzieci – widać, że biedne, ale zupełnie inne niż w innych rejonach: sympatyczne, nie namolne, nie żebrające.

Ogólnie: cała wyprawa zorganizowana świetnie. Polecam obsługę z Amphitheatre Backpakers Lodge.

Musieliśmy się spieszyć, bo granica tutaj otwarta jest tylko do 16.00. Mieliśmy lekkie opóźnienie, bo jadąc w tamtą stronę złapaliśmy kapcia, więc liczyłem na to, że może się spóźnimy i trzeba będzie nocować u miejscowych. Ale, niestety, zdążyliśmy. Za to już w samej RPA, na przyzwoitej, asfaltowej drodze, przy prędkości ponad 100km/h straciliśmy lewe, przednie koło. W pewnym momencie: huk, zaczęło trząść, krzyki i przez okno, kątem oka zobaczyłem nasze koło skaczące i wyprzedzające nas. Potem skręciło w lewo, przeleciało koło glinianej chałupy, wychodka i pooooooszło w dół. Na szczęście nikogo nie zabiło. My po paru sekundach zatrzymaliśmy się, jeszcze na szosie(!!!). Po minucie już mieliśmy niezły tłumek gapiów.

Nasi kierowcy od początku zachowywali się, jakby mieli takie przypadki minimum raz w tygodniu (potem mówili, że nie, że tylko łapali gumy). Zapalili po jednym i spokojnie poszli szukać koła. Wrócili chyba po godzinie i teraz już wystarczyło podnieść samochód, poodginać jakieś blachy, odzyskać po jednej śrubie z innych kół, założyć znalezione koło i w drogę. Za to my wykazaliśmy brak chęci dalszej jazdy tym trefnym autem i przesiedliśmy się na pakę drugiego. Luźno nie było, ale za to jak wesoło… Chyba każdy się domyśla, gdzie był pierwszy, zamówiony przez nas przystanek…

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dargur
Dariusz Gurdak
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 36 wpisów36 8 komentarzy8 279 zdjęć279 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
08.01.2008 - 23.01.2008
 
 
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
11.11.2006 - 05.12.2006