Rano pożeglowaliśmy w stronę Havany. Przy stawianiu grota okazało się, że pękł oplot na fale i pomimo wielu prób nie da się go postawić do końca, więc płynęliśmy na zarefowanym. Do Mariny Hemingway wchodziliśmy w nocy, co przy „specyficznym” oznakowaniu dostarczyło wiele emocji. Na szczęście jacht prowadził Yano, który nieźle zna te wody. Ja bym się na pewno nie odważył. Ale byliśmy chyba jednymi z nielicznych turystów, którzy oglądali Havanę i Malecon od strony morza. Warto było. A wieczorem w porcie niespodzianka: w kawiarence klubowej, popijając mojito znaleźliśmy tabliczkę upamiętniającą 40-lecie Jacht Klubu AZS, zostawioną tam w czasie jakiegoś rejsu „Panoramy”. A z nami był Bolek - obecny komandor AZS-u. Mały ten świat…