Po śniadaniu (bułki kupione nocą w piekarni) chwila na kąpiel w oceanie. Jako jedyny zdążyłem wskoczyć do morza, ale zanim ktokolwiek poszedł w moje ślady jakiś miejscowy wygonił mnie z wody, bo okolicę opanowały specyficzne, niebezpieczne meduzy z długimi, trującymi mackami - wojownik portugalski. Na szczęście nic mi nie zdążyły zrobić. A poparzenia spowodowane przez nie mogą być nawet śmiertelne.
Pakujemy się i ruszamy na wschód. Chcemy dotrzeć nad Zatokę Świń. Miejsce słynne z inwazji kontrrewolucjonistów z Florydy i próby obalenia Fidela w roku 1961. Do dziś pozostało tam sporo pamiątek: muzeum i obeliski upamiętniające wszystkich poległych.
Po drodze zajeżdżamy na farmę krokodyli. Trochę nas rozczarowuje. Zwierzęta w wielkich, wybetonowanych basenach, podzielone zgodnie z wiekiem. Od najmniejszych do zupełnie dorosłych. Wszystko to odbywa się pod hasłem ochrony endemicznego gatunku - krokodyla kubańskiego przed krzyżowaniem z innym gatunkiem: krokodylem amerykańskim. Za to na koniec zwiedzania zaglądamy do warsztatu i sklepu, gdzie można kupić przeróżne wyroby z krokodylej skóry, kłów czy pazurów. A jeszcze potem wizyta w restauracji i degustacja miejscowej specjalności. Zgadnijcie, co podają?
Potem pojechaliśmy nad Zatokę Świń. Noclegów szukaliśmy w dwóch miejscowościach: Playa Largo i Playa Giron. Bezskutecznie. Wszystko zajęte. Wynika to między innymi z tego, że kilka lat temu dwa wyjątkowo mocne huragany zniszczyły większość domów i jeszcze nie zdążyli odbudować. Między tymi miejscowościami wypatrzyliśmy motel dla Kubańczyków, aktualnie nieczynny. Po krótkich negocjacjach z ochroniarzem zaproponował noclegi, w dwóch domkach, ale dopiero po godzinie 18.00. Podejrzewałem, że wtedy szef wychodzi do domu. A kiedy jeszcze powiedział, że musimy się wynieść przed szóstą rano wszystko było jasne. Trochę mnie to wkurzyło, więc stargowałem cenę z 60 na 45 dolarów.
Warunki były bardzo skromne, ale kąpiel w Zatoce Świń o zachodzie słońca, widoki i wieczorna impreza na tarasie zrekompensowały te mniejsze wygody. Niestety okolica słynie ze specyficznych muszek - komarów (nazywają się chyba henhie), które zdrowo mnie pocięły.