Z samego rana odbieramy z Jackiem zarezerwowane autko. Jest nim nowiutka (dwa tygodnie), siedmioosobowa Kia. Prawie nie ma bagażnika!!! wchodzą tam tylko dwa plecaki. Pozostałe cztery muszą się zmieścić na lewym tylnym siedzeniu. Ufff... Udaje się (zresztą z każdym dniem pakowanie idzie nam coraz sprawniej). Np. konserwy i płetwy mają sporo miejsca na podłodze za drugim lewym fotelem. Itd.
Do Pinar del Rio jest niecałe 160 km. Przewodnik mówi, że autostradą można to pokonać nawet w trzy godziny. Nam udaje się szybciej. Musieli autostradę solidnie podreperować...
Miasto zwiedzamy po amerykańsku, z samochodu. Trochę szkoda, bo ponoć ciekawe, a my spieszymy się do Viñales. Po drodze oglądamy Mogoty i Mural de Prehistoria - chyba największe malowidło naskalne, wykonane na zamówienie Fidela i obrazujące rozwój człowieka od form pierwotnych aż po ideał - socjalistycznego człowieka kubańskiego.
W Viñales nocujemy w trzech różnych domach. Gościna bardzo skromna, ale wyjątkowo serdeczna. Wieczór w lokalnej knajpce. Muzyka, rum itp.