Z Trynidadu do Santa Clara wyjechaliśmy zaraz po śniadaniu. Droga przez góry bardzo malownicza. Początkowo nie wiedziałem, jak poradzić sobie z hamowaniem silnikiem na długich zjazdach, żeby hamulców nie spalić. W końcu pierwszy raz jechałem automaticem, Ale po paru próbach udało się. Po drodze mijaliśmy miejsca godne odwiedzenia, wodospady, ale wszystkie wymagające kilku godzin zboczenia z trasy i najczęściej umówienia dzień wcześniej. Bo dojazd naszym autem nie był możliwy. Pozostawały duże ciężarówki. Zobaczyliśmy tylko sanatorium neurologiczne, postawione na samym szczycie wielkiej góry, w środku lasu. Abstrakcja.
W Santa Clara rozpoczęliśmy poszukiwania noclegów. Pomoc, jak zwykle zaoferował nam młodzieniec. Wzbudził zaufanie, więc spróbowałem skorzystać z pomocy. Opłaciło się, bo zaprowadził nas do prywatnego hostelu, w którym wprawdzie miejsc wolnych nie było, ale właściciel załatwił nam inny, w jak określił podobnym standardzie. Po obejrzeniu jego mieszkania i pokoi bezwzględnie warto było spróbować. I rzeczywiście. Przyszła po chwili kobitka i zaprowadziła nas na drugą stronę centralnego placu. Były tam dwa, przylegające do siebie tyłem mieszkania, należące do dwóch sióstr. Wyszło więc na to, że mieszkaliśmy praktycznie w jednym miejscu. Za to kolację zamówiliśmy u właściciela pierwszego lokalu. Znakomite.
Wieczorem spacer po mieście. Znaleźliśmy lokal z muzyką na żywo, gdzie również przed paru laty miałem okazję być. Okazało się, że gra ten sam zespół, który wówczas określałem, jako Buena Vista Social Club (średnia wieku na oko siedemdziesiąt lat). A teraz doszło im tylko osiem. Ale płytę znów kupiliśmy.
Następnego dnia, po wspólnym śniadaniu wyruszyliśmy najpierw pod mauzoleum Che Guevary, (bo tak trzeba), a potem zobaczyć budowę pomnika Jana Pawła II, którego postać (jak konfidencjonalnie powiedziała nam właścicielka apartamentu) będzie większa od Che!!!
Ale to jeszcze nie koniec wrażeń. trafiliśmy na Kubie na wybory. I to właśnie dziś mieliśmy możliwość obserwować, jak w praktyce realizowana jest w tym kraju demokracja. Udało mi się uzyskać zgodę na to, żeby wejść do jednego z lokali wyborczych i porobić trochę zdjęć. Nawet sam Przewodniczący Komisji wyjaśniał, jak należy głosować i kto jest na liście. Na liście, bo, oczywiście(!!!) lista jest tylko jedna. Frekwencja wyniosła oficjalnie powyżej 90% i głosów "właściwych" też było tyle.
Wstępne wyniki poznaliśmy następnego dnia, kupiwszy tamtejszą gazetę "Granma".